5. Rozstanie na zawsze

Niedługo po drugich urodzinach pan T zwolnił szybkie do tej pory tempo swoich kroków, a później już tylko truchtał; sypiał też dłużej w ciągu dnia. Ale nie zamierzał się poddawać. Gdy stało się to, czego często się obawiałam – rozwinął się u niego guz, tak duży jak jego głowa – znaleźliśmy mikrochirurga, który usunął nowotwór i jeszcze tego samego dnia pan T śmigał po naszym pokoju.

Kiedy choroba kręgosłupa spowodowała u niego paraliż tylnych nóg, radził sobie w ten sposób, że za pomocą przednich kończyn wciągał swoje ciało po pochylniach.

Pewnej nocy Pan T zaczął mieć kłopoty z oddychaniem. Tym razem chirurg nie mógł go uratować. Pan T umarł w dłoniach Damiana.

Ciało szczura zostało skremowane, a podczas małej uroczystości rozrzuciliśmy część jego prochów w parku za naszym blokiem mieszkalnym, żeby spoczywał w pobliżu swojej rodziny. Resztę popiołów umieściliśmy w urnie, którą postawiliśmy obok jego zdjęcia w naszym salonie. Próbowaliśmy pogodzić się ze smutnym faktem, że już nie będziemy mamą i tatą pana T. Ale wkrótce po jego śmierci Damian i ja staliśmy się rodzicami naszego syna.

Kilka lat wcześniej trudno byłoby nam wygospodarować jakąś wolną godzinę w ciągu dnia –  ale pan T nauczył nas otwierać nasze życie na oczekiwaną przyszłość, okazywać więcej empatii i cierpliwości. Nauczył nas kochać bezwarunkowo.

Trafiliśmy na pana T w jednym z przejściowych okresów naszego życia, między randkami a małżeństwem, chodzeniem ze sobą a rodzicielstwem. Gdyby to pies lub kot padł bez sił tamtej nocy w naszej alejce, nie byłoby o czym opowiadać. Oddalibyśmy to zwierzę do schroniska. Jednak wiedzieliśmy, że szczura nikt nie potraktowałby w ten sposób, a więc zabraliśmy go do domu i to była decyzja, która wszystko zmieniła.

Niektórzy nasi znajomi i członkowie rodziny nie rozumieli, o co chodzi z panem T. Nie mogli zrozumieć, jak możemy kochać szczura. A my nie rozumieliśmy, jak można go nie kochać, jeśli miało się przyjemność go poznać.

Back to Top